Wywiad z księdzem Mirkiem Toszą

13-06-2017

„Szkoły zawodowe, które uczą nie tylko teorii, które prowadzą naukę dualną, są na wagę złota, bo dają umiejętności.”

 

Co mogę o sobie powiedzieć? W tym roku skończyłem 50 lat i, jak sięgam pamięcią wstecz, moje życie było zaskakująco piękne. Gdybym miał planować je i reżyserować  trzydzieści-czterdzieści  lat temu, to pewnie bym go tak nie wymyślił. „Najtrudniejsze w starości jest to, że się pamięta młodość”- powiedział jeden z bohaterów filmu Davida Lyncha ”Prosta historia” (:-)). Życie nas zaskakuje, jestem wdzięczny Panu Bogu i ludziom za te wszystkie lata.

-Księdza edukacja rozpoczęła się od Szkoły Podstawowej nr 17, potem było technikum.  Wybrał  ksiądz klasę górniczą.

-Tak. W szkole nie byłem wybitnym uczniem. W siódmej klasie miałem same czwórki i piątkę z w-f. Pasjonowałem się piłką nożną. Piłka była przed szkołą i przed Bogiem. Chciałem pójść do szkoły średniej. Wybór padł na Technikum Górnicze, a moja decyzja była związana z klubem sportowym, który był na kopalni – z Górnikiem Jaworzno. W rodzinie nie było tradycji górniczych. Mój brat co prawda przepracował 25 lat na kopalni, ale poszedł tam, kiedy już skończyłem szkołę górniczą i kiedy był po służbie w straży pożarnej.

Na jakiej pozycji grał ksiądz w klubie piłkarskim?

– Grałem w Górniku Jaworzno jako pomocnik. Niestety nie byłem  w drużynie, kiedy Górnik odnosił spektakularne sukcesy.

– Jakiś mecz może szczególnie zapadł w pamięci?

– Pamiętam mecz, podczas którego strzeliłem trzy bramki. Był wtedy na widowni mój ojciec. Wiedziałem, że jest z tego powodu bardzo dumny. Niestety nie pamiętam, z jaką drużyną wtedy graliśmy.

Oprócz gry w piłkę, co dla księdza było ważne w szkole średniej?

-Tak nieco na przekór przedmioty ścisłe były dla mnie ważne w szkole podstawowej , humanistyczne stały się bliższe w technikum. W szkole średniej rozbudziły się moje zainteresowania przedmiotami humanistycznymi. Szczególnie wiele zawdzięczam panu wychowawcy Dziedziakowi, nauczycielowi historii. Duży wpływ na kształtowanie mnie jako młodego człowieka mieli również p. Janeczek z fizyki, p. Dwornicka z j. rosyjskiego. Dziś nauczyciele tacy jak pani Bełza, pani Dwornicka i pan Janeczek są członkami stowarzyszenia Betlejem. Pamiętam, że miałem zagrożenie z j. nieniemieckiego u pani Bełzy. Ale potem koleżanka pomogła mi w nauce, a miała szczególne zamiłowanie do języka sąsiadów,  i w końcu postanowiłem zdawać ten język jako nadobowiązkowy , wybrany na maturze. Praca nie poszła na marne, zdałem egzamin  z bardzo dobrym wynikiem.

– A co po technikum, jakie były plany?

– Po technikum przygotowywałem się na studia, na AWF oraz germanistykę. Na AWF-ie poległem na egzaminie z biologii. Specjalnie nauczyłem się pływać, ale fakt, że nie miałem biologii w szkole średniej, rzutował na to, że się nie dostałem. A na germanistykę jednak się nie zdecydowałem.

-Wiem, że zanim zapadła decyzja o przygotowywaniu się do kapłaństwa w seminarium, pracował ksiądz na kopalni.

-Pracowałem wtedy na kopalni w Zakładzie Górniczym Sobieski, gdzie na powierzchni zajmowałem się przeróbką mechaniczną. Wtedy też dojrzałem do podjęcia decyzji  pójścia do seminarium.

– Zazwyczaj to okres nauki w szkole średniej jest czasem kształtowania osobowości, czasem, kiedy podejmuje się decyzje dotyczące przyszłości. Czy wtedy skrystalizowała się księdza wizja?

-Tak, początki rozmyślania nad powołaniem przypadają na ten czas. Dwa ostatnie lata – klasa 4 i 5 technikum to zaangażowanie w ruch Wiara i Światło, to dla mnie początek świadomego chrześcijaństwa. Po 4 klasie technikum zdecydowałem się na wyjazd wakacyjny z osobami niepełnosprawnymi, z upośledzeniem. Ten wyjazd był w moim życiu przełomowy. Odkryłem w tym spotkaniu inne, ważne rzeczy-  przede wszystkim przyjaźń jako przeciwwagę siły i sprawności. Doświadczyłem kościoła, jakiego nie znałem. Tam się zaczęło odkrywanie powołania do kapłaństwa. Myślałem, że będą na obozie osoby na wózkach, a były z upośledzeniem umysłowym. Na początku planowałem, że stamtąd ucieknę, potem -gdy przestałem się bać- zacząłem rozumieć te osoby. Jak widać na moim przykładzie nie tylko motywacja religijna, ale chęć pomocy innym, jest początkiem świetnej przygody. Skupienie się na innych, na działalności w wolontariacie daje poczucie tego, że żyje się dla innych, daje radość, jest początkiem czegoś pięknego w życiu.

-Czy są jeszcze jakieś  zdarzenia, osoby z czasów szkolnych, które pozostaną w księdza pamięci?

– Z grona nauczycielskiego jest bardzo dużo barwnych postaci. Będę pamiętać pana Losia. Dwa razy zdawałem egzamin komisyjny z matmy.  Pamiętam, jak mówił, że na 5 Pan Bóg umie, na 4 on, na 3 uczniowie.  Ale dzięki temu maturę z matematyki zdałem na 4. Bardzo barwną postacią był pan Kołodziejczyk- uczył w Hadesie, czyli w podziemiach- przedmiotu TEZ. Była to techniczna eksploatacja złóż… Siedzieliśmy za gablotami,  jego żona z pochodzenia Węgierka, uprawiała papryczkę chili i do wyboru była pała lub przegryzienie papryczki chili :-). Ale był to pogodny człowiek łączący powagę z ciepłym poczuciem humoru. Pan Dziedziak jest dla mniej autorytetem jako wychowawca i historyk. Lekcje jego miały zawsze określony schemat, z notatką dyktowaną do zeszytu. Był pasjonatem. Przekazywał nam wiedzę z zaangażowaniem, mówił o wydarzeniach, rzeczach, jak choćby o Katyniu, o których w tym czasie nie można było. To dobry, troskliwy człowiek, który czasem potrafił się zdenerwować . Pamiętam jego wyciągnięty wskazujący palec i słowa na ustach- Jasiu albo Marysiu. Tylko tak zwracał się do uczniów. I okulary na czubku nosa… Największą karą było odizolowanie delikwenta, który przeszkadzał, na zapleczu.

-Kiedy będzie wspominać ksiądz lata szkolne, z czym będzie kojarzyć się określenie Technikum Górnicze?

– Dla mnie z dyplomem racjonalizatora 🙂. Już wyjaśniam, pisaliśmy pracę dyplomową na temat: „Zastosowanie tworzyw sztucznych w górnictwie  – praca racjonalizatorska”. Z kolegami z Piotrkiem i Mariuszem jeździliśmy, wszędzie, gdzie można, by zdobyć materiały, informacje. W pracy z lat 50. znaleźliśmy  pewne wskazówki. Stworzyliśmy gablotę  z materiałami z tworzyw sztucznych, które mogły być wykorzystane w górnictwie. Dostaliśmy nagrodę pieniężną i dyplom racjonalizatora. Jednym słowem, praca dyplomowa się nam udała.

-Co poradziłby ksiądz uczniom, którzy zastanawiają się nad wyborem zawodu górnika, nad nauką w Technikum Nr 6?

-Szkoły zawodowe dają możliwość praktyki. Ja byłem na Janie Kantym, potem pracowałem na Sobieskim na sortowni. Szkoły zawodowe, które uczą nie tylko teorii, które prowadzą naukę dualną, są na wagę złota, bo dają umiejętności. Pamiętam, że raz w tygodniu były praktyki, plus jeden miesiąc w klasie 4. Kiedy miałem miesiąc praktyki, nabyłem sprawności, które są przydatne, kształtują nie tylko ręce, ale i głowę. Praktyka zawodowa daje możliwość wszechstronnego rozwoju.  W państwach skandynawskich są punkty, w których można popracować z różnymi narzędziami. My to mieliśmy podczas praktyk. Sama świadomość, że można ujarzmić naturę daje człowiekowi satysfakcję.  Pamiętam, że kiedyś z taśmy ściągałem kamień, miałem go rozkruszyć i nie szło mi. Jeden z górników uderzył tylko raz i udało mu się go rozbić. Trzeba wiedzieć, jak to zrobić. Kiedyś w szkołach były zajęcia praktyczno-techniczne, podczas których można było nauczyć się szyć, gotować, majsterkować. Dzięki temu człowiek stawał się coraz bardziej zaradny, nie rozkładał bezradnie rąk, kiedy miał się z czymś zmierzyć. Potem był rok na kopalni. Ten rok, to tak naprawdę szkoła życia. Kiedyś w diecezji był po czwartym roku seminarium, jeszcze przed przyjęciem święceń, rok praktyki, kiedy trzeba było pracować duszpastersko w trudnym środowisku, np. w kopalni, czy w innych zakładach przemysłowych, z ludźmi, którzy borykali się z ciężką pracą i wieloma problemami. Uważam, że praca jest cennym doświadczeniem, a możliwość nauki zawodu z szkole zawodowej rozwija.

-Wiele przez ostatnie lata o księdzu słyszeliśmy, wiele ksiądz osiągnął, ale pewnie ma też plany, marzenia, cele, do których dąży. Czy chciałby się ksiądz podzielić nimi?

– Mam potrzebę może nie przejścia na emeryturę, ale zwolnienia tempa, zwrócenia uwagi na relacje między ludźmi, na pewną formację. Miejsce, które prowadzę, dom dla bezdomnych Betlejem, stało się miejscem spotkań. Mamy rzadko takie połączenie kościoła z ludźmi jako wspólnoty. Chciałbym także rozwinąć wolontariat młodych. Jest wielka potrzeba spotkań wspólnoty, medytacji chrześcijańskiej, rozwoju duchowości, jej pogłębienia. Uczenie dzieci  medytacji, tyle minut, ile ma dziecko lat, jest w programach szkolnych w Stanach Zjednoczonych i Australii. Tam dostrzeżono taką potrzebę. Ja również ją widzę. Betlejem stało się prawie parafią, dlatego ma być otwartym domem dla wszystkich. Ewangeliczny połów- pełne sieci. Trzeba połów do brzegu bezpiecznie dowieźć, dlatego teraz skupiłbym się na tworzeniu zespołu, który w tym pomoże, tym bardziej, że mamy bardzo dużo pomysłów, idei, inicjatyw z różnych dziedzin. Żeby się nie rozmienić na drobne, muszę się zastanowić, czym się zająć, co przekazać innym…

Teraz przed nami Droga Życzliwości. Jedziemy przez miesiąc traktorkami po Polsce. W ubiegłym roku jechaliśmy Drogą Pojednania do Lisieux do Francji, na wzór bohatera filmu Lyncha. Materiał z naszej  Pielgrzymki posłużył do nakręcenia filmu dokumentalnego, będącego przesłaniem o pokój i pojednanie. Droga Życzliwości ma pobudzić ludzi do refleksji i chęci okazania życzliwości innym. Prowadzimy również „Dom z kulturą”, oferując, występy, recitale, przedstawienia, na których goszczą znani artyści. Działań jest wiele, dlatego potrzebna jest wizja i odpowiedzialność za ludzi powierzonych przez Boga.  Dodatkowo teraz rozbudowujemy Betlejem, tworzymy park. Będziemy beneficjentami projektu miejskiego „Siedem rynków”. Park stanie się miejscem spotkań, będą: plac zabaw, siłownia i to wszystko z elementami charakterystycznymi dla sztuki Hundertwassera. Betlejem  będzie zajmować się ceramiką, tworzącą wykończenie całego dzieła. Rozbudowa budynku Betlejem dotyczą kotłowni z tarasem- będą dwa kominy i piec na pizzę.  U nas będzie można organizować rodzinne imieniny, rożne spotkania, można będzie zrobić pizzę.  Dodatkowo ogrodzenie terenu, na którym stoi budynek, będzie w stylu Hundertwassera. Powoli wizje sprzed lat nabierają realnego kształtu.

– Czego zatem można życzyć księdzu?

– Myślę, że cierpliwości wytrwałości, zaangażowania, ale i dystansu.

– W takim razie tego życzę i dziękuję za rozmowę.

 

Z księdzem Mirosławem Toszą rozmawiała Teresa Mulka-Łuszcz

Ilość odsłon: 1386

wstecz

Kontakt



Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego

 ul. Promienna 65, 43-600 Jaworzno

 sekretariat@ckziu.jaworzno.pl

 32 76 29 100

Używamy ciasteczek. Czytaj więcej.